W połowie czerwca, na czterdzieste urodziny, dostałem w prezencie od żony skok ze spadochronem, tzw. skok tandemowy z instruktorem. Po wielu perturbacjach, kilkukrotnym przesuwaniu terminów, wreszcie się udało.
Stawiłem się, wsiadłem do samolotu i… wyskoczyłem.
A jako, że również całkiem zgrabnie wylądowałem, mam możliwość podzielić się emocjami jakie mi towarzyszyły podczas tego zdarzenia.
Aby nie podkolorowywać opowieścią, pełen obraz niech ukaże się na filmie. A obraz nie kłamie. W pełni oddaje moje przerażenie, stan napięcia i wielką ulgę po…
Nie „wypipałem” przekleństwa(na szczęście inne nie zostało nagrane 😉 ). Ono było reakcją na przelatującego niedaleko nas innego skoczka, który jeszcze nie otworzył spadochronu.
O skali zjawiska niech powiedzą liczby – skok z wysokości 3 tys. metrów. Czas swobodnego spadania około 24 sekund. Prędkość, około 200 km/h. Potem, to już tylko piknikowe zwisanie…
Przeżycie ogromne i niezapomniane. Nie wykonałem polecenia instruktora, nie wystawiając odpowiednio rąk podczas spadania. Ze strachu, kurczowo trzymałem ręce na pasach od uprzęży „żelaznym uściskiem”.
Maju, moja kochana Żono, dziękuję Ci za to doświadczenie. Zapamiętam je do końca życia.
W osobistym CV od 1 września mam pozycję – skoczył ze spadochronem 🙂
Czadu! : ) Grzesiu najlepszzego w nowym Roku! Kurka chyba sobie tez zafunduje skoka : ) Fajne wideo 🙂
pozdr!
Dzięki Piotr, wzajemnie pomyślności w Nowym Roku.
SKACZ! i baw się dobrze 🙂