Za dwa dni, pierwszego marca, minie 10 lat od niespodziewanej śmierci mojego Taty, Jerzego Ufniarza. Jego odejście było wielkim i przykrym zaskoczeniem dla rodziny i znajomych. Piszę to wspomnienie, by pokazać jak żył, jaki był i co robił.
Tata pochodził z Lubelszczyzny, urodził się i wychował w małej miejscowości Słodków, później rodzina przeprowadziła się do Kraśnika, gdzie skończył szkołę średnią. Po pierwszym roku studiów na UMCS w Lublinie niespodziewanie postanowił pójść do wojska i wylądował w… Policach. Po odbyciu obowiązkowej służby zasadniczej, postanowił zostać w wojsku.
Chwilę później ożenił się z naszą Mamą – Ewą.
Początkowo mieszkaliśmy na ul. Grzybowej w tzw. bloku kadry(blok z mieszkaniami wojskowymi vis a vis obecnego Urzędu Miejskiego), gdy miałem roczek, rodzina otrzymała mieszkanie na ówczesnej ulicy Bieruta(dziś Boh. Westerplatte). Czas wojska pamiętam słabo bo byłem malutki.
Pamiętam, że rodzice byli aktywni w WOPR i wakacyjne weekendy spędzane „na wodzie”.
Częste wyjazdy z zaprzyjaźnionymi rodzinami (Kacprzykowie, Matkowscy, Łuczkowowie, Myśkowie, Stawiarzowie, Piekarusie, Żyłowscy, Matysiakowie, Brajerowie, Ziółkowscy) na ryby, na grzyby. Praktycznie każdy wolny czas spędzało się wtedy na spotkaniach ze znajomymi. Zimą na kuligach, latem nad wodą, wiosną i jesienią w lesie(najczęściej na Casablance).
Pod koniec lat 80-tych Tata przeszedł na emeryturę i rozpoczął działalność gospodarczą, którą prowadził do końca życia.
Najpierw prowadził sklep warzywny „Kartofelek” na rogu Grzybowej i Rewolucji Październikowej(dziś Bankowa) w obiekcie obok słynnej i kultowej „Agatki”. Czas ten pamiętam równie słabo, najbardziej wyraźnym wspomnieniem jest nasz super samochód dostawczy marki Syrena model R(taki ówczesny pick-up) z drapieżnie pomarańczową plandeką.
Po epizodzie z „Kartofelkiem” Tata zaczął handel obwoźny, skupiając się głównie na sprzedaży warzyw, owoców i „czegosiędałojeszcze” z samochodu na placu obok stołówki przy ZCH Police. Był to początek lat 90-tych, czas szalejącej hiperinflacji. Pamiętam, jak z miesiąca, na miesiąc przywoził utarg w coraz większych torbach, najpierw był to turystyczny chlebak, później potrzebny był plecak. Pamiętam rytuał, gdy po obiedzie całą rodziną siadaliśmy przy stole kuchennym aby posortować i policzyć pieniądze z utargu. Banknotów były setki ale ich wartość nabywcza była znikoma. Tata jeździł wtedy kupionym z wojskowego demobilu Starem 25 zwanym w rodzinie „Grzmotem”.
Z tego okresu pamiętam wyjazdy Taty po towar w lubelskie. W tamtą stronę jechał „wyładowany” papierem toaletowym ze szczecińskiej papierni, wracał z tym, co zdobył. Zwykle były to jabłka ale zdarzały się i takie rarytasy jak dwa radzieckie motorowery „Kometa”(okazyjnie kupione na targu w Kraśniku), innym razem były to kompletne zestawy muszli klozetowej(oczywiście produkcji ZSRR). Pamiętam jak kiedyś sprzedawaliśmy koszulki typu T-shirt uratowane z pożaru hurtowni. Koszulki miały cztery wzory nadruku „Desert Storm Operation”(był to czas po wojnie w Kuwejcie) i były raczej drugiego gatunku(jak to towar po pożarze), dlatego sprzedawaliśmy je za śmiesznie niską cenę(sądzę, że na dzisiejsze ceny byłby to około 2 zł za sztukę). Pamiętam, że sprzedaliśmy je w jeden dzień, a potem pół Polic chodziło w koszulkach Operacja Pustynna Burza 🙂
Po kilku latach sprzedaży z samochodu Tata dostał zgodę na postawienie sklepu obok stołówki zakładowej. Ten sklep prowadził przez kilka dobrych lat.
Następnym etapem jego działalności gospodarczej było prowadzenie stołówki szkolnej w Białej Szkole. W tygodniu karmił młodzież, w weekendy organizował wesela. Był to czas, gdy ja już mieszkałem „na swoim” i spotykaliśmy się mniej regularnie. Choć właśnie w sali stołówki odbyło się moje wesele i chrzciny mojej córki. Trzy dni po jej pierwszych urodzinach niespodziewanie zmarł…
We wspomnieniu chciałem skupić się na opisie wydarzeń, anegdot i ciekawostek. Uchylę się od pisania o tym jaki był. W domu był czasami trudny, apodyktyczny ale serce miał dobre i miękkie. Miał też specyficzne, sztubackie wręcz poczucie humoru.
Myślę, że był ceniony i lubiany. Świadczyć o tym może m. in. ogromna ilość ludzi, którzy przyszli Go pożegnać na policki cmentarz podczas pogrzebu.
Bardzo nam Go brakuje.
Bardzo proszę, by w niedzielę, pierwszego marca, wspomnieć w wolnej chwili o moim Tacie.
Jeżeli ktoś chciałby podzielić się swoim wspomnieniem, przypomnieć jakąś historyjkę, anegdotę, proszę o wpisanie się w komentarzu pod tekstem.
Był moim dowódcą kompanii w JW 2890 i nosił pseudonim „Oko”. Niech spoczywa w spokoju.
moim też w latach 1984-1985 był surowy ale i sprawiedliwy
moim dowódcą też był w latach 1984-1985